GreenVelo Tour

Siedzę i patrzę na dokument jaki dzisiaj przyniósł listonosz i nadal nie mogę uwierzyć w to co zrobiłem. Nie wierzę, że się na to decyduję. Nie wierzę, że Gromowładna się na to zgadza… A jednak…

Jeden podpis na umowie, jedna faktura i pozamiatane. O tym, że ja nie potrafię siedzieć na tyłku i nic nie robić już wiecie. Angażuję się w lokalne projekty związane z rowerem, trenuję młodego, działam jako ambasador RideWithGPS.com. Ale teraz przeszedłem sam siebie i tym razem boję się, że przeliczyłem siły na zamiary. Z dniem dzisiejszym zobowiązałem się, że do września 2020 roku przejadę całe Green Velo. Projekt nazwaliśmy GreenVelo Tour.

Sporo przede mną. Biorąc pod uwagę, że najdłuższa moja wyprawa rowerem liczyła 160 km, a zabrałem na nią mały plecaczek z bukłakiem na wodę i dwa banany… Noo to jest pewna przepaść…

I tak sobie teraz patrzę na mapę Green Velo i się zastanawiam czym ja myślałem jak składałem wniosek o ten projekt? Bo raczej nie głową…

Przede mną zaplanowanie trasy na niemal 2000 km.
Co ja zrobiłem?!
Noclegi… logistyka… Bikepacking… Jedzenie… Serwisy rowerowe… Gdzie prać ciuchy… Gdzie je suszyć?!
Przecież ja nie potrafię zaplanować wycieczki za stodołę bez Gromowładnej!

No dobra, stało się. Umowa jest. Jest zima żeby się przygotować… Trzeba jakiś plan ogarnąć…
Do głowy na szybko przychodzi mi lista ToDosów:
– hartowanie tyłka,
– rozkręcenie nogi,
– zakup kamery,
– zakup ciuchów co ich prać nie trzeba przez 2 tygodnie
– szczegółowe zaplanowanie trasy – w szczególności gdzie prać ciuchy
– GDZIE ŁADOWAĆ SPRZĘT?! Przecież bez komputera rowerowego nigdzie nie pojadę… Po pierwsze bez nawigacji zgubię się na pierwszym skrzyżowaniu … Po drugie jak czegoś nie ma na Stravie to nie istnieje… więc cały przejazd musi być rejestrowany i latami później analizowany przeze mnie i kolejne pokolenia kolarzy… Coś mi mówi, że będzie to materiał pod tytułem: Jak NIE planować jazdy po Green Velo.

A właśnie, wspominałem, że chcę tą trasę przejechać w max 2 tygodnie? Licząc około 2000 km (trasa ma 1600 ale zakładam, że wyjdzie więcej) daje to jakieś 142 km dziennie – żadne wyzwanie prawda? Dodajmy do tego awarie sprzętu, serwis w trasie, pogodę, przerwy na posiłki i oczywiście zdjęcia… Może się okazać, że to wcale nie tak dużo czasu. A jeszcze trzeba prać ubrania!

Czytam teraz ten post zanim go opublikuję i dochodzę do wniosku, że chyba najbardziej boję się prania ciuchów… Widzę oczyma wyobraźni mnie jadącego rowerem, ciągnącego za sobą suszarkę do ubrań na kółkach, na której wiszą wcześniej przeze mnie uprane ręcznie gdzieś w strumieniu moje ciuchy rowerowe… A ze smrodu jaki się za nami rozciąga pada wszelkie życie…
JAK LUDZIE TO ROBIĄ?!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.