Szlak Latarni Morskich – Dzień 4

Dzień otwarcia latarni morskich po pandemii. Poprzednie dni były tylko przedsmakiem, próbą. Dziś wstajemy i wraz ze słońcem rozpoczynamy naszą przygodę! A po poprzednich dniach, dziś musi być pięknie! Dziś wszystko musi się udać!

I tak zaczęliśmy dzień. Ja oczywiście pracą, a rodzinka poszła się kręcić to tu, to tam. A że dziś dodatkowo wypada „Światowy dzień psa” to oczywiście trzeba było i psu zapewnić, aby dzień był wyjątkowy. Naszemu Rudełowi do szczęścia potrzeba niewiele, nad morzem w zasadzie trochę piachu, wody i stopę która będzie ten piach do tej wody przerzucać i mamy komplet.

Także młodzieży wraz z piesełem pokręcili się po miasteczku, zjedli po rybce i poszli na plażę. Ja, w tak zwanym między czasie, próbowałem znaleźć, gdzie zakupię części, które mój mały zuch poprzedniego dnia tak skrupulatnie zserwisował. Okazało się niestety, że ja zawsze muszę wybrać rower specyficzny… Cube bowiem podobnie jak Specjalized, słynie ze stosowania specyficznych części dedykowanych tylko dla tej marki, co skutecznie utrudniło mi znalezienie ułamanego haka. Wpadł mi do głowy nowy plan na ten rower: „Spakować w karton i odesłać do domu” a po trasie wjechać do jakiegoś marketu i kupić coś podstawowego. Szatański plan co? Zostałem przy nim, później omówię temat z Gromowładną.

Gdy wybiła godzina końca pracy, trzeba było jeszcze tylko spakować cały kramik do auta i ruszyć do latarni. Pierwotny plan, że latarnie zdobywamy gdy tylko jest to możliwe na rowerach – pękł wraz z pękniętym hakiem, zatem z buta… Tu oczywiście pojawia się problem auta… Okazało się bowiem, że nie przemyśleliśmy tematu opuszczania pola namiotowego. Zdawałoby się, że tu nie ma jakiś szczególnych „dób hotelowych” bo przecież nikt nie musi po nas sprzątać pokoju dla kolejnych gości. Niestety, założenie było błędne. Na pole można przyjechać o której się chce, ale wyjechać trzeba rano… A to oznacza, że już przekisiłem rano do 16! Tu, na szczęście, na polu „Gallus” nie stanowiło to problemu i dostaliśmy zgodę. Ale na kolejnych polach musimy to brać pod uwagę.

Po spakowaniu auta, szybki kontakt z załogą i ruszamy, umówiliśmy się w okolicach latarni morskiej. Jak mawiają najstarsi górale „So far, so good” – godzina ok 17 i jeszcze żadnych ofiar śmiertelnych, połamanych kół, uszkodzonych aut, nic nie wybuchło – łącznie z Gromowładną… No żyć, nie umierać!

A jednak… Nie chwal dnia przed zachodem słońca! Na miejscu pod latarnią okazało się bowiem, że latarnia w Krynicy Morskiej nie jest jeszcze gotowa na przyjmowanie zwiedzających… Być może jutro… Świetnie…
Auto zapakowane po brzegi, w zasadzie bez wielkiego zapasu wody, opuściliśmy pole namiotowe z planem, że dziś ruszamy na Hel, a tu taka niespodzianka.

Rozwiązanie tego problemu rozpoczęliśmy od gofra z bitą śmietaną… Swoją drogą to czwarty dzień podróży a ja już wiem, że kurczak z ryżem będzie moim ulubionym danem przez całą zimę żeby mi się te słodkości nadmorskie zbilansowały… Wracając jednak to rozwiązania problemu… Przy goferku, na spokojnie doszliśmy do wniosku, że „nic się nie stało” i trzeba żyć dalej. Podczas treningu rowerowego w lesie widziałem taki sympatyczny parking, na którym stało kilka kamperów – na jedną noc – dołączymy, a jutro wstaje nowy dzień i przyjdą nowe problemy…

Jeszcze zajadając tego samego gofra wpadłem na kolejny genialny pomysł! W myśl zasady „przecież jesteśmy tylko ludźmi” niewiele więcej się zastanawiając podniosłem telefon i wykonałem jedno połączenie… do zaprzyjaźnionego serwisu, który już nie raz ratował mnie z opresji, który zresztą jest sprawcą i dostawcą uszkodzonego roweru. Po kilku minutach rozmowy z panami, miałem numer katalogowy części jaką potrzebuję oraz… Numer telefonu do serwisu w Trójmieście, w którym część tą prawdopodobnie będą mieli!

Teraz trzeba tylko rozwiązać problem, jak podjechać do serwisu w godzinach jego pracy jednocześnie samemu pracując – a pech chciał, w Trójmieście miałem zaplanowane całodzienne spotkanie biznesowe, z którego „nie wyskoczę” tylko na chwilę po hak… Ale nic to…. Jeden problem na raz…

Swoją drogą nie martwicie się o Gromowładną? Dzień za dniem, problem za problemem, a ona taka spokojna… Mam nadzieję, że to tylko nadmorskie powietrze, bo ja już zaczynam się martwić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.