Alfa w trawie piszczy

Normalnie o tej porze roku, jak nawiedzony piszczałbym wszędzie gdzie się da o organizacji kolejnej już imprezy rowerowej. Tymczasem jest jak jest…

A jest tak, że jeszcze żadna siła nie zatrzymała Alfy przed jazdą. Fakt, że zamknięcie w domu i ogrom pracy dodał tu i uwdzie kilka kilo ale z tym też sobie poradzę. Tymczasem jednak nasze rowerowe życie toczy się dalej, jeździć trzeba, trasy nowe odkrywać trzeba, zew przygody musi być zaspokojony.

Jeszcze nie wymyśliłem idealnego sposobu na zapis i udostepnianie Wam wszystkim tras jakie przejechałem, jak je opisać, oznaczyć. Ale dla mnie najważniejsze jest żeby wszystko było w moim komputerze rowerowym. Męczy mnie psychicznie jazda bez nawigacji, jak jadę sprawdzić szlak, przejezdność, nowy odcinek lasu – zawsze mam nawigację. Dla mnie to podstawa.

Świat Alfy to jednak nie tylko Alfa sam w sobie, to nie tylko Gromowładna, którą epidemia zupełnie popsuła. Świat ten nie kończy się też na Alfa potomstwie, które w ostatnich miesiącach ma domowy korona survival. Alfa sukcesom towarzyszą też przyjaciele. Gówniaka już znacie, chociaż coś mi mówi, że o nim będzie coraz mniej – sam juz zaczyna żartować, że jak już z nami jedzie to bardziej czuje się jak na spacerze z dziadkami niż na treningach. No cóż. Alfa dziadek. Super!

Jest też Organizator – człowiek o zupełnie innym umyśle niż mój. Podczas kiedy mnie wystarczy raz powiedzieć „błoto!” I ja już w nim jak dzik w żołędziach, Organizator juz szuka innej trasy. Kiedy ja mówię rower – widzę FAT Bike i las, on na ogół szosę i asfalt. Kiedy ja planuję trasę siadam do komputera, wyznaczam trasę, generuje gpx i jadę. Organizator robi to zupełnie inaczej…

Jak mnie krew zalewa jak Organizator mówi „dziś jedziemy do Pcimcia Dolnego przez Morsów, Kroków, Zaleziankę, potem czerwonym do zielonego, w prawo na żółty….”. Ja przestaję słuchać jakoś przy „dziś jedziemy… „. Serio?! W dobie nawigacji i komputerów ktoś zna te wszystkie nazwy miejscowości i kolory szlaków na pamięć?!

Mało tego!! Pomimo, że zawsze na początku Organizator opowiada o trasie jakby znał ją na pamięć, w rzeczywistości co kawałek słyszę za sobą „na najbliższym skrzyżowaniu robimy postój, muszę sprawdzić mapę”, to się nie mieści w mojej głowie, moja nawigacja mowi do mnie „skręć w lewo”, jego „sprawdź mapę”. No i oczywiście zawsze, ale to zawsze, prędzej czy później usłyszę od Organizatora te słowa „Oj, jakieś 5 km temu źle skręciliśmy, nie tak chciałem jechać”, po czym – myślę że na widok mojej miny dodaje „ej, przecież rower to nie musi być spina, czasem warto się zgubić”

I wiecie co… Muszę się z nim zgodzić! Nie zawsze chodzi o to żeby się styrać niemiłosiernie, wrócić do domu i przez kilka godzin nie odbierać bodźców zewnętrznych.

Czasami chodzi o to żeby się zgubić a ten gość robi to najlepiej. Jak już się gubić to właśnie z nim 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.