Majowy Alfa

Mimo, że dokładam wszelkich starań, aby w obliczu korona szaleństwa trzymać moje posty na dystans od tego tematu, tak się po prostu nie da. Temat ten zbyt mocno wszedł w nasze życia na stałe, żeby oderwać się od tematu zupełnie. Alfa jednak jak zawsze ma na to wszystko swój punkt widzenia!

Mamy za sobą już dwa majowe weekendy. W tym również uwielbianą przez Polaków „majówkę” – w tym roku spędzoną przez większość z nas w zupełnie innym stylu. Dla nas, tegoroczna majówka od początku miała być wyjątkowa. Wraz z Gromowładną w maju obchodzimy rocznicę ślubu – a jako nowoczesne małżeństwo, które ma znacznie poważniejsze problemy niż pamiętanie o walentynkach, rocznicach, datach i prezentach – na ogół nie obchodzimy takich imprez i nie świętujemy ich w sposób szczególny. Jednak dziesiąta rocznica ślubu – z perspektywy naszego życia to jedna trzecia wszystkich naszych wiosen – uznaliśmy, że zrobimy wyjątek. A przecież jako ludzie, którzy w poważaniu mają daty i obchodzenie rocznic, planowanie rocznicy zaczęliśmy już w zeszłym roku… Powagi całemu planowaniu dodaje fakt, że w tym roku nasz związek osiągnął pełnoletność.

Ja, Alfa, typ wiernego domatora, człowiek lubiący ciszę, spokój i szanujący przytulność domowego zacisza, lubiącego i znającego każdy pyłek kurzu swojego domu, w zderzeniu z Gromowładną, kobietą wiecznie podróżującą, której myśli rzadko kiedy, a może nawet nigdy nie siadają na tym pyłku kurzu, któremu ja poświęcam tyle uwagi – poniosłem ogromną porażkę już lata temu. A teraz, kiedy do batalii o spokój i ciszę dołączyło potomstwo naszego związku, szans nie mam żadnych. Nawet pies jest przeciw mnie – i na widok samochodu, zapomina zabrać nawet miskę z jedzeniem. Poddałem się, nauczyłem się żyć otoczony przez ludzi i psa których jedynym sposobem spędzania wolnego czasu jest planowanie jak zapełnić kolejną wolną chwilę podróżami.

Dochodząc powoli do meritum – Maj – planowanie rozpoczęło się miesiące wcześniej. Co ja przeżywałem, kiedy Gromowładna rzucała pomysłami – Singapur, Bali, Kuba – z PRZERAŻENIEM czekałem aż powie, że mam ją zabrać na San Escobar – ale o tym już pisałem. Pisałem też, jak bardzo mnie oświeciło – pomysł wprowadziliśmy szybko w życie i zakupiliśmy kampera. Wszystko zapowiadało się świetnie. Przez okrągłe 7 dni – tyle trwało nasze szczęście – od odebrania auta do ogłoszenia epidemii. Zakup w stylu ALFA! Nie ma co…

Dziś jednak, z perspektywy tygodni przedziwnego stanu, w którym internet zajął się rozważaniami, czy legalnym jest jeżdżenie rowerem lub bieganie, teraz wiem, że warto było. Mamy za sobą dwa weekendy na łonie natury, z dala od cywilizacji, korona szaleństwa i rozważań na temat zdrowotności noszenia maseczek na nosie i ustach, bez postów porównujących chodzenie z maską na brodzie do noszenia na wpół opuszczonych majtek, bez całej miłości ludzi do siebie i wzajemnego szacunku jaki obecnie panuje w internetach.

Muszę Wam powiedzieć, że do takiego odpoczywania mogę się przyzwyczaić. Niby w podróży, a jednak w swoim domu, gdzie są moje ukochane pyłki kurzu, dokładnie te które chciałbym mieć przy sobie podczas podróży. A najlepsze jest to, że wraz ze mną, Gromowładną, latoroślą i psem, podróżuje jeszcze jeden członek mojej małej rodziny – mój rower. No dobra, przyznaję, w podróż rocznicową nie zabrałem roweru – i nie żałuję. Oboje z Gromowładną poszliśmy na ustępstwa – Ona nie wylądowała na San Escobar, ja nie zabrałem roweru – a i tak spędziliśmy wspaniały weekend.

I tu dochodzimy do ostatniego, bardzo ważnego tematu. Wspominałem ostatnio, że Gromowładna się popsuła – Nie chciałem poruszać tego tematu wcześniej, żeby nie zapeszać, teraz jednak to już pewne. Minęły 2 miesiące, od kiedy zostaliśmy poproszeni o pozostanie w domach z uwagi na stan epidemiologiczny – w tym czasie internety urodziły miliony pomysłów na to, jak rodziny będą się zabijały wzajemnie, czego to ludzie sobie wzajemnie nie będą robili pod wpływem spędzania razem czasu, w mediach zaczęto nawet mówić o specjalnych liniach pomocy ofiarom korona izolacji, kontaktach z psychologami, mediatorami… Wychodzi na to, że z nami jest coś nie tak. Pod wpływem tych wszystkich informacji, w swoich fantazjach Gromowładną zbliżyłem do postaci Thora – mitologicznego boga burz i piorunów, tymczasem okazało się, że wszyscy po tych 2 miesiącach wyszliśmy z domu cali, żywi i związani jeszcze silniejszą więzią! A Gromowładna pokazała się bardziej od tej pozytywnej strony Thora – jako boga sił witalnych, rolnictwa i sprawcy życiodajnego deszczu. I o czym ja teraz będę pisał?!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.