Weekend w stylu Alfa

Piszę, usuwam, zaczynam od nowa. Mam wielką ochotę napisać, ale jakoś weny brak. Biję się sam ze sobą myślami: „Pisać, czy sobie darować?” Rzadko, a w zasadzie to nigdy nie dopada mnie aż taka melancholia, jednak widzę jaka się agresja robi dookoła tego naszego uziemienia. O widzicie, a może to jest pomysł…

Opowiem Wam, jak Alfa poradził sobie z zakazem opuszczania miejsca zamieszkania (post powstaje od czasu jak jeszcze można było do lasów wchodzić!).

Wiecie, że mam rower. To wie każdy 😀 Ja mam rower wszędzie i zawsze! Jak nie fizycznie, to na koszulce, spodniach, skarpetce, tapecie w laptopie… Ale rower jest zawsze! Wiecie też, że mamy kampervana (taka nazwa na Vana co jest kamperem, ale nim nie jest tak do końca…). Wiecie też, że mam marzenia o pięknych trasach, podbijaniu najwspanialszych tras rowerowych Europy. Co z tego jak nie wolno nam opuszczać miejsca zamieszkania? Tak mnie żal złapał ostatnio, że nie wytrzymałem. Musieliśmy się ruszyć i ruszyliśmy!

Postanowiłem zrealizować choć w części moje marzenie o połączeniu kampera z wyjazdem rowerowym i poczuciem tej wolności. Chciałem na własnej skórze przekonać się, jak to jest móc! Móc pojechać gdzie się chce, kiedy się chce. Gromowładna gdy przekonywała mnie do zakupu Kampera wiele razy mówiła o tej wolności, o możliwościach, o wspólnych wypadach na weekendowe rowerowanie z kumplami. Tak to wszystko pięknie brzmiało, a teraz każą siedzieć na dupie. Tak się nie godzi! Alfa wziął sprawy w swoje ręce.

Zaczął od znalezienia czynnego o tej porze roku i w tych warunkach Kampingu – długo nie szukał! Po kilku minutach miał adres, telefon i zarezerwowaną parcelę!

Później przygotował rowery, rzeczy i rodzinę. Zapakowaliśmy wszystko do Kampera i ruszyliśmy! Już po chwili byliśmy na miejscu. Po rozłożeniu sprzętu, markizy, stolików i całego majdanu zabraliśmy się za obiad – swoją drogą już wiem, że na Caravaning trzeba mieć sporo czasu… Przygotowanie samochodu do drogi – godzina, pakowanie – godzina, po powrocie mycie auta, sprzątanie, opróżnianie zbiorników, osuszanie instalacji, naprawy itd… Połowa weekendu schodzi na zabawie dookoła domku na kółkach 🙂

Po obiedzie spakowałem swoje szanowne cztery litery i ruszyłem ku zachodzącemu słońcu. Powiem Wam, że okolice urocze, pięknie to wszystko wyglądało. Po powrocie rodzinka z ogniskiem na mnie czekała już, nad ogniem wytapiały się już kiełbaski a Gromowładna dbała o odpowiednią temperaturę napojów chłodzących.

Rano ponownie zapakowałem się na rowerem i wybrałem w las. Oj też będzie z tego wypadu co wspominać. Organizator otrzymał ode mnie pełne wsparcie w postaci mojego Fulla na wymyśloną przez siebie wcześniej premię górską, którą schodząc z roweru nazwał „tłustą”.

I tak serio zupełnie, muszę Wam powiedzieć, że miejsce w którym spędziliśmy weekend było naprawdę bardzo fajne. Takie swojskie, czułem się zupełnie jak u siebie. No a sami gospodarze? No jakbym sam ze sobą rozmawiał! We wszystkich tematach się zgadzaliśmy, a czas leciał tak szybko że nawet nie wiem kiedy, już musieliśmy wracać. Jak nam czegoś brakowało, z marszu mogliśmy wchodzić do domu i brać czego dusza zapragnie! Wszyscy czuliśmy się jak w domu a do tego nasze dzieciaki zawiązały zupełnie nowe znajomości!

Powiem Wam, że jestem pewien, że jeszcze nie raz wrócę na Kamping u Alfy – nie ma to jak caravaning na własnym podwórku 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.