Alfa zerwany z łańcucha

Październik wreszcie za nami. Dom stoi, dzieci żyją… Tego co się stało już się nie odstanie. Najważniejsze, że końcowa kalkulacja ilości kończyn w domu wychodzi na zero. Szlag! Albo ilość moich palcy się zmieniła a ja tego nie odnotowałem albo ilość kończyn w domu uległa zmianie… To trzeba będzie wyjaśnić!

Ten miesiąc był dla mnie na tyle dużym wyzwaniem, że w sumie straciłem kontakt z rzeczywistością. Ale już wracam. I mimo braku czasu i naginania mojego kręgosłupa raczej do pozycji siedzącej, robiąc bardziej zapasy pod skórą na zimę niż wytapiając schab na rowerze, działo się sporo…

Zacznę od młodego człowieka, który postanowił wpłynąć w mój październik jak pstrąg płynący na tarłowisko – zupełnie pod prąd! Wszedł do mojego domu, usiadł na kanapie i stwierdził, że on się z domu nie ruszy, dopóty ja nie naciągnę obcisłych gatek z pieluchą w kroku i nie wsiądę na rower. Nie dał się przekonać, że muszę się dziećmi zając. Nie ruszyło go, że Gromowładna wróci do domu i nikt nie wie jak wpłynie to na jego plany… Kazał zaciągać rajty, szykować rower i czekać… Zupełnie tego nie rozumiem, bo nie dość że środek nocy, ciemno… to ja po miesiącu na kanapie bliżej mam do toczącego się ziemniaka niż sportowca… Ale ten się uparł…

I chwała mu za to! Uratował mnie, być może moją rodzinę, a z pewnością moje zdrowie psychiczne… Nie przypominam sobie, żebym tak się cieszył kiedykolwiek z jazdy rowerem. I mimo środka nocy, mimo małego jak na nas dystansu, bo zaledwie trochę ponad 30 km, przyjemność się skumulowała… No i mina Gromowładnej, gdy weszła do domu o 20:00 i zobaczyła jak machamy jej z drugiej strony domu wychodząc drugimi drzwiami… bezcenne! Polecam każdemu! Jazda nocą otwiera zupełnie nowy wymiar doświadczeń.

I tu jeszcze raz wracam do moich preferencji co do jazdy. Zazwyczaj jeśli jest mi dane wybierać, wolę jechać w las. Jazda szosą jest przyjemna, ale generalnie nudna. Pozostawia sporo czasu na rozmyślanie, co jest oczywiście dobre, kiedy mamy co przemyśleć… A ja jestem człowiekiem, który jak wiecie, każdy wpis ma ochotę zacząć od słów „Tak sobie myślę…”, dlatego wolę las… Lubię, gdy mój umysł szuka idealnej ścieżki, kiedy obserwuje każdy kamień, dołek, gałąź… Gdy zmysły słuchają, czy z krzaków zaraz nie wyskoczy jeleń, którego celem życiowym będzie zabranie roweru i jego właściciela na jedyną i niezapomnianą przejażdżkę na porożu po lesie. I oto znów przypomniałem sobie, że jazda szosą również może zmusić nasze zwoje mózgowe do zwijania się jeszcze bardziej, czy tam prostowania… Nie mam pojęcia co one tam robią… Ważne, że moje nogi kręcą, oczy obserwują, uszy słuchają a ręce skręcają. Mnie to wystarczy!

Nie poddawajcie się z powodu krótkiego dnia! W nocy też da się jeździć!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.